WIOSNA! Trzeba miasto silić, czyli kilka słów o zapomnianym miejskim dytyrambie Tuwima

Jak pisze Adrianna Strużyńska, wiersz Juliana Tuwima „Wiosna” to jeden z najbardziej kontrowersyjnych utworów poety, poruszający problem zepsucia moralnego mieszkańców miast. Poeta zbulwersował czytelników nieprzyzwyczajonych zarówno do takiego obrazowania wiosny jak i mieszczan. Ten młodzieńczy wiersz został napisany około 1915 r. a opublikowany w 1918 roku w tomiku „Czyhanie na Boga” (choć niektórzy podają, że dopiero w roku 1920, w zabiorze „Sokrates tańczący”). Szybko zyskał rozgłos i był dyskutowany w aurze skandalu i oskarżeń o wulgarność…
A jak to jest z nim dzisiaj, czy wciąż szokuje? Przekonajmy się, zobaczmy jak na nas działa:

Gro­ma­dę dziś się po­chwa­li,
Po­chwa­li się zbie­go­wi­sko
I mia­sto.
Na ryn­kach się sto­sy za­pa­li
I buch­nie wiel­kie ogni­sko,
I tłum na uli­cę wy­le­gnie
Z ką­tów wy­peł­znie, z nor wy­bie­gnie
Świę­to­wać wio­snę w mie­ście,
Świę­to­wać jur­ne świę­to.
I Cie­bie się po­chwa­li,
Brzu­chu w bio­drach sze­ro­kich,
Nie­wia­sto!

Za­chy­bo­ta­ło! — Buch­nę­ło – i pły­nie –
Szu­ra­ją nóż­ki, ko­ły­szą się bio­dra,
Gwar, gwar, gwar, chi­cho­ty,
Gwar, gwar, gwar, pi­ski,
Wy­glan­co­wa­ne dow­cip­ku­ją py­ski,
Wy­le­gło mi­liard pstro­ka­tej ho­ło­ty,
Szu­ra­ją nóż­ki, ko­ły­szą się bio­dra,
Szur, szur, szur, gwar, gwar, gwar,
Suną ty­sią­ce roz­wy­drzo­nych par,

A da­lej! A da­lej! A da­lej!
W ciem­ne zie­leń­ce, do alej,
Na ław­ce, psie­kr­wie, na traw­ce,
Na­rób­cie Pol­sce ba­cho­rów,
Wij­cie się, psie­kr­wie, wij­cie,
W szyn­kach na­roż­nych pij­cie,
Roz­rzuć­cie wię­cej „ka­wa­ler­skich cho­rób”!
A!! będą póź­niej ze wsty­du się wiły
Dziew­ki fa­brycz­ne, brzu­cha­te ko­by­ły,
Krzy­wych pę­dra­ków srom­ne no­si­ciel­ki!
Gwałć­cie! Po­le­ci każ­da na ko­la­cję!
Na ko­lo­ro­we wa­sze ka­mi­zel­ki,
Na pa­pie­ro­we wa­sze koł­nie­rzy­ki!
Tłu­mie, bądź dzi­ki!
Tłu­mie! Ty masz RACJĘ!!!

O, ty zbrod­nia­rzu cu­dow­ny i pro­sty,
Ele­men­tar­ny, pier­wot­nie wspa­nia­ły!
Ty gno­ju mia­sta ty­ta­nicz­nej kro­sty,
Tłu­mie, o Tłu­mie, Tłu­mie roz­sza­la­ły!
Fa­luj, strasz­li­wa maso, po uli­cach,
Wra­caj od rogu, śmiej się, wa­riuj, sza­lej!
Cia­sno ci w zwar­tych, twar­dych ka­mie­ni­cach,
Przyj! Może pęk­ną – i pój­dzie­cie da­lej!

Po­wie­trza! Z swych za­tę­chłych i nud­nych fa­cja­tek
Wy­legł po­twór po­rub­czy! Hej, czter­na­sto­lat­ki,
Bę­dzie dziś z was ko­ro­wód za­sro­ma­nych ma­tek,
Kwiat­ki moje nie­win­ne! Ja­sne moje dziat­ki!

Bę­dzie dziś świę­to wa­sze i za­brzę­czą szklan­ki,
Ze wsty­dem po­wró­ci­cie, ro­dzi­ce was skar­cą!
Wyj­dzie­cie dziś na rogi ulic, o ko­chan­ki,
Sprze­da­wać się ob­le­śnym, trzę­są­cym się star­com!

Hej w dryn­dy! Do ho­te­lów! Na wie­deń­ski szny­cel!
Na piw­ko, na ko­nia­czek, na ka­nap­kę mięk­ką!
Uśmiech­nie się, dziew­cząt­ka, kel­ner wasz, jak szpi­cel,
Nie­jed­na taką wi­dział, nie­jed­na ser­deń­ko…

A kie­dy cię obej­mą śli­skie, drżą­ce łapy
I mło­dej pier­si chci­wie, szyb­ko szu­kać za­czną,
Gdy ro­ze­dmą się w żą­dzy noz­drza, tłu­ste chra­py,
Gdy ci kto po­cznie szep­tać po­ku­sę łaj­dacz­ną –

Po­zwól!!! Prze­raź go sobą, ty grze­chu, ko­bie­to!
Ro­dzi­ciel­ko wspa­nia­ła! Sa­mi­co na­brzę­kła!
Olśnij go wy­uz­da­niem jak zło­tą ra­kie­tą!
„Nie w sty­lu” bę­dziesz – trwoż­na, wsty­dli­wa, wy­lę­kła…

Wio­sna!!! Patrz, co się dzie­je! Toć jesz­cze za chwi­lę
I rzu­ci się tłum cały w rui na uli­cę!
Zoś­ki ze szwal­ni i pral­ni, „Igna­cze”, Ka­mi­le!
I po­czną sobą sam­ców czę­sto­wać sa­mi­ce!

Wio­sna!!! Haj­da – pęcz­niej­cie! Truj­cie się ze sro­mu!
Do szpi­ta­li gro­mad­nie, tłusz­czo roz­wy­drzo­na!
Do klo­ak swe ba­strzę­ta ci­skaj po kry­jo­mu,
I zno­wu na uli­cę, w jej chwyt­ne ra­mio­na!!!

Jesz­cze! Jesz­cze! I jesz­cze! Za­chłan­nie! Bez­kre­śnie!
Rodź­cie, a jak naj­wię­cej! Trze­ba mia­sto si­lić!
Wy­ry­waj­cie ba­cho­rom ję­zy­ki bo­le­śnie,
By, gdy je w dół wrzu­ci­cie nie mo­gły już kwi­lić!

Wszyst­ko – wa­sze! Bio­dra­mi śmi­gaj­cie, uda­mi!
Niech idzie tan lu­bież­nych pod­nie­ceń! Nie szko­dzi!
Och, sła­wię ja cię, tłu­mie, wznio­sły­mi sło­wa­mi
I cie­bie, Wio­sno, za to, że się zbrod­niarz pło­dzi!

Daleko temu do Słonia Trąbalskiego, Lokomotywy czy innych „grzecznych” wierszy Tuwima, bliżej do „Paryża” Juliusza Słowackiego, czy „zgrai suk, rozjuszonych nad ścierwem” przywołanych przez Artura Rimbaud w wierszu „Paryż się budzi” (który na język polski przełożył właśnie Julian Tuwim).
Więcej o poetyckim, fascynującym „lubieżnym” obrazie miasta, poniżej w mini wykładzie Artura Piechoty: