Waldemar Buda – Minister Rozwoju i Technologii, powiedział o zmianach w ustawie o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym, które wejdą w życie 24 września br., że to „przewrót kopernikański w dziedzinie planowania. Upraszczamy przepisy tak, by gminy szybko i sprawnie uchwały plany ogólne i plany miejscowe. Koniec z bałaganem w przestrzeni polskich miast i wsi, koniec z niekontrolowanym rozlewaniem się zabudowy i patodeweloperką w miejscach do tego nieodpowiednich„.
Ta „reforma” planowania przestrzennego, której podstawowym novum jest zobligowanie gmin do szybkiego sporządzenia planu ogólnego – planu zagospodarowania przestrzennego obejmującego całą gminę, może być jednak również zapowiedzią wdrożenia powszechnej taksacji nieruchomości, a następnie wprowadzenia w Polsce fundamentalnej zmianę opodatkowania nieruchomości, z systemu w którym danina ta liczona jest od wielkości nieruchomości (tak jest obecnie), na system w którym wysokość podatku zależy od wartości katastralnej nieruchomości.
Odpowiednie, podstawowe przepisy ustalające cel taksacji nieruchomości oraz zasady jej przeprowadzania (czyli ustalania ich wartości katastralnej, co jest warunkiem wprowadzenia tzw. podatku katastralnego – najczęściej stosowanej formy opodatkowania nieruchomości, w której wysokość daniny zależy od wartości katastralnej gruntu, budynku czy lokalu) znajdują się już w polskim systemie prawnym. W ustawie o gospodarce nieruchomościami poświęcono temu rozdział 2 działu 2.: art. 162 do 173.
Istnieje również rozporządzenie Rady Ministrów, określające sposób przeprowadzenia powszechnej taksacji nieruchomości oraz zakres informacji niezbędnych przy jej przeprowadzaniu (wydane ponad dwie dekady temu – w dniu 29 czerwca 2005 r. , a ogłoszone w Dz.U. 131 poz. 1092).
Co ma wspólnego „ rewolucyjna nowość” w systemie planowania przestrzennego, czyli plan ogólny miast, z tzw. podatkiem katastralnym? Sporo, choć obecnie właściwie w ogóle się o tym nie mówi i nie pisze – komentatorzy koncentrują uwagę społeczeństwa i samorządów miast na usprawnieniach proceduralnych czy prognozowanej poprawie tzw. ładu przestrzennego. Zauważmy jednak i to, że bez pełnego pokrycia miejscowymi planami zagospodarowania przestrzennego (aktami prawa miejscowego) nie ma mowy o powszechnej taksacji nieruchomości, która jest warunkiem powszechnego podatku od nieruchomości ad valorem (czyli liczonego od wartości a nie od powierzchni). W rozporządzeniu o którym było wcześniej, w par. 3 ustalono zakres informacji niezbędnych (czyli koniecznych) przy przeprowadzaniu taksacji, wymieniając w pkt. 3: „przeznaczenie nieruchomości w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego”. Oznacza to, że nieruchomości dla których nie ma planu nie mogą być objęte taksacją, a wobec zasady równości podatkowej wprowadzenie naliczania podatku od nieruchomości ad valorem, możliwe jest dopiero wówczas gdy wszystkie nieruchomości w kraju poddane zostaną taksacji. A skoro nie ma taksacji bez planu zagospodarowania przestrzennego, zatem warunkiem koniecznym (choć niewystarczającym) do zmiany systemu opodatkowania nieruchomości w Polsce jest doprowadzenie do 100% pokrycia planami zagospodarowania przestrzennego. Co prawda plan ogólny, zgodnie z literą uchwalonej niedawno zmiany w ustawie nie jest planem miejscowym, to jest przecież – jak plany miejscowe – aktem prawa miejscowego (art. 13a), a ewentualna niewielka zmiana treści par. 3 ww. rozporządzenia Rady Ministrów, poprzez dodanie „lub planu ogólnego”, nie jest niczym trudnym ani czasochłonnym – prawodawcza kosmetyka.
Straszenie podatkiem katastralnym ma już w Polsce po 1989r. długą i bogatą tradycję. Co najmniej co kilka lat temat wraca, bo musi. To, co mamy, czyli danina do kasy gminy liczona od powierzchni – z metra, przez co, np. właściciele identycznych pod względem powierzchni mieszkań – zdekapitalizowanego i położonego w zdegradowanej dzielnicy oraz nowego w prestiżowej części miasta – płacą tyle samo, jest nieracjonalne, niepraktyczne i długofalowo niekorzystne zarówno dla właścicieli, jak i dla samorządu miasta.
Już się przyzwyczailiśmy, że to temat zgrany i raz, po raz powracający, zawsze w aurze oburzenia, zarzutów o zamach na interesy drobnych właścicieli (głównie chodzi o mieszkania i jednorodzinne domki – zamieszkiwane przez ich właścicieli) i agresywnej krytyki, akcentującej nieuchronny wzrost obciążeń fiskalnych dla wszystkich, bez wyjątków. Pomija się, świadomie albo bezwiednie, że podatek ad valorem nie zależy od wartości rynkowej a od wartości katastralnej, które są różne, o czym wprost mówi art. 150 ustawy o gospodarce nieruchomościami). Straszy się ludzi groźbą kosmicznych obciążeń niemożliwych do zapłacenia, a w konsekwencji nieuchronnością wywłaszczenia.
Jednostronność publikowanych w mediach prognoz skutków wprowadzenia powszechnej taksacji i ad valorem, pokazujących wyłącznie czarny obraz takich zmian, powinna chyba zastanawiać. System opodatkowania nieruchomości, bazujący na zasadzie ad valorem jest najczęściej stosowany, również w krajach po-transformacyjnych Europy środkowo-wschodniej. Dlaczego jest tak popularny? Ponieważ jest bardziej sprawiedliwy, niż ten „z metra”, można go odpowiednio i precyzyjnie oprzyrządować (np. wyłączając spod opodatkowania mieszkania i domy zajmowane na stałe przez właściciela czy wprowadzając zasadę opodatkowania niezabudowanych działek w miastach od ich przeznaczenia, czyli potencjału inwestycyjnego określonego ustaleniami planu miejscowego), dobrze przeciwdziała spekulacji niezabudowanymi gruntami (zapobiega ich skupowaniu wyłącznie w celu zyskownej odsprzedaży), ściśle wiąże politykę przestrzenną miasta z jego dochodami fiskalnymi wymuszając większą dbałość i jakość (np. ustalenia w planach, które niekorzystnie wpływają na wartości katastralne wielu nieruchomości odbijają się odczuwalnym dla miasta spadkiem dochodów podatkowych). Szerzej o zaletach systemu ad valorem, ale również o jego wadach, jak i kosztach wdrożenia takiego rozwiązania przystępnie pisze Tatiana Tymosiewicz w artykule: „Czy podatek katastralny ma jakieś zalety?”.
Póki co, politycy za każdym razem, kiedy „katastralny temat” wraca, reagują nader nerwowo zapewniając głośno, że nie mają takich planów, nigdy ich nie mieli i mieć nie będą. Absolutnie, wykluczone!
Ale rzeczywistość skrzeczy. Stale rosnące wydatki gmin na infrastrukturę techniczną i społeczną, zwiększając w oczywisty sposób wartość znajdujących się w miastach nieruchomości, nie znajdują jednak adekwatnego odzwierciedlenia w przychodach podatkowych miast. Natomiast sytuacja finansowa większości miast nie wygląda korzystnie, a prognozy w tym zakresie są coraz bardziej pesymistyczne. Wydaje się więc, że zasadnicza zmiana w sposobie opodatkowania nieruchomości może być tym razem rozwiązaniem nie tylko teoretycznie rozważanym, ale już powoli i po cichu wdrażanym.