Samorządność miast jest od czasów średniowiecza równocześnie skutkiem, jak i czynnikiem ich wzrostu. Od 1791 roku na ziemiach polskich prawo nakazywało tworzenie w miastach zgromadzeń uchwalających, składających się z właścicieli nieruchomości. Zgromadzenie to wybierało Magistrat – kolegialny organ wykonawczy miejskiego samorządu. Wzrost miast i towarzyszący temu coraz większy zakres spraw komunalnych – nowych zadań przynależnych do administracji miasta, z czasem wpłynął na profesjonalizację i rozrost Magistratu, który od 1933r. nazywano już nowocześnie – Zarządem Miasta. Pracą tego organu wykonawczego miejskiego samorządu kierował burmistrz albo prezydent.
Zarząd czy Magistrat to, jak by nie było, jedynie dużo młodsza i bardziej (?) uspołeczniona forma antycznej magistratury, zespołu najwyższych urzędów starożytnego Rzymu, wykonujących uchwały zgromadzeń ludu i senatu. Magistratus – tak nazywano osobę, która taki urząd sprawowała, dla honoru i ojczyzny – bo bez uposażenia, a podległy „aparat pracowniczy” musiała utrzymywać z własnych środków (dlatego tworzyli go głównie niewolnicy i wyzwoleńcy). Republikę: państwo-miasto, tworzyli rzymianie, w tym senatorowie i urzędnicy. Potem nastała dyktatura, która – ukryta za fasadą republikańskiego ustroju – zrodziła deprawację. Magistratura straciła sens, imperium upadło.
Miasto przetrwało. Civis Romanum sum, ta tradycyjna formuła odwołania do nietykalności obywatelskiej i pojęcie civitas (społeczność) – to fundament kultury organizacyjnej europejskiego miasta – wspólnoty społecznej i obywatelskiej, w nieustannym i wielopłaszczyznowym dialogu – negocjacjach relacji społeczno-gospodarczych.
Jestem dumny przede wszystkim z tego, że mieszkańcy w tej kadencji zaangażowali się w dialog z miastem – podsumował jeden z prezydentów, dając upust radości z prawie stu spotkań, które odbył z mieszkańcami, debatując nad nową strategią rozwoju tego miasta [cyt. za Gazetą Wyborczą, edycja zachodniopomorska z 7 listopada 2014].
Czy miasto = Magistrat? Wybór takiej opcji jest możliwy, „miasto-przedsiębiorstwo” to uznana naukowa teoria, która go zgrabnie wytłumaczy, równocześnie uwalniając od rozterek osobistego dialogu z miastem. Dylematy wyborów 16.11 będzie można od siebie samorządnie odsunąć i wyjechać na weekend, za miasto. A do poduszki dalej czytać Bunt miast. Prawo do miasta i miejska rewolucja.