Raport pt.Przestrzeń życia Polaków [pdf], to ponad 220 stron problemów – lamentu i żalu, wstydu, kompleksów… A nad czym ten płacz? Czy „przestrzeń” tworzy się sama? Czy wynaturza swe cechy złośliwie i we wrogim odwecie – za zły system (planowania), lichą edukację, niewychowanie w kulturze miasta i zainteresowanie Obywateli jedynie samymi sobą? Zamiast, rzecz jasna – estetyczną i wdzięczną architekturą. No i to co zawsze – przestrzeń publiczna sprowadzona do pola widzenia. Jak Cię widzą, tak i opiszą.
Można i tak. Ale, dla złapania równo_wagi, warto przeczytać rozmowę z Józefem Rykwertem, zatytułowaną tak ja polskie tłumaczenie jego książki: Pokusa miejsca, a dzięki temu poznać inny sposób myślenia i mówienia o zjawiskach w przestrzeni miast (choć i Rykwert, jak większość autorów raportu, jest przecież z wykształcenia architektem).
Do tego można by dodać interesujący artykuł Za wizualnym śmietnikiem (aut. M.Szcześniak i Ł.Zaremby), w którym autorzy trafnie zauważają, że „problem obrazów może się okazać symptomem przyczyn zasadniczo z obrazami niezwiązanych. W popularnych wersjach ekologii wizualnych przyczyny te mogą umykać. Przypisanie mocy sprawczej reklamom wizualnym i walka z tą mocą, przykrywa nierzadko niewielką moc sprawczą lokatorów, których bloki zasłaniane są wielkoformatowymi plakatami, albo złą sytuację finansową spółdzielni mieszkaniowych lub złe nimi zarządzanie. Przez hałas narzekań na „wizualny śmietnik” nie przebija się często dyskusja o prawie do przestrzeni publicznej i tym, co miałoby ono oznaczać.”